Dlaczego McDonald's powinien mieć w ofercie wegańskie burgery?
12:10Po co komu wegańskie opcje w McDonald's? Przecież to ohydna korporacja, która w dodatku zbija kasę na krzywdzie zwierząt!
Zaraz Wam wyjaśnię po co.
1. Wszystkożercy decydowaliby się na spróbowanie roślinnych potraw
Przeciwnicy wegańskich opcji w Maku twierdzą, że wręcz przeciwnie, a wege-burgery dostępne w największej sieci fast foodów miałyby służyć jedynie weganom, oczywiście tym nie-tru. A ja mam inne zdanie. Prawdę mówiąc, gdybym sama nie miała możliwości zjeść czegoś wegańskiego na mieście, to nawet nie zainteresowałabym się weganizmem. Kiedy w Warszawie otworzyła się Krowarzywa, to właśnie wtedy po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że weganizm jest czymś realnym do osiągnięcia (a byłam już wtedy wegetarianką). Gdyby na mapie Warszawy nie zaczęły wyrastać wegańskie knajpki, to pewnie nadal wydawałoby mi się, że weganie nie mają co jeść. Ale to ja i Warszawa, w której nie trudno jest znaleźć coś roślinnego do jedzenia. Fajnie by było, gdyby weganizm dotyczył nie tylko dużych ośrodków miejskich, ale też mniejszych miejscowości. Ale o tym za chwilę. Wróćmy na razie do naszego głównego problemu.
Badanie zlecone przez Otwarte Klatki wykazuje, że większość Polaków przynajmniej raz na jakiś czas decyduje się na bezmięsną opcję w restauracji. I ma to sens, sama tak robiłam kiedy jeszcze jadłam mięso. Wolałam zjeść w knajpce sałatkę grecką zamiast jakiejś z kurczakiem albo makaron z sosem szpinakowym, a nie mięsnym, a najczęściej zamawianą przeze mnie pizzą była wegetariańska. I decydując się na te potrawy nie kierowałam się tym, że są bezmięsne, po prostu mi smakowały.
I jeszcze jedna rzecz - kalorie. Pamiętam z czasów, kiedy w Ikei można było jeszcze zjeść wegańskie gołąbki i wegetariańskie pierogi, to właśnie te dwie bezmięsne potrawy miały przypisaną najniższą kaloryczność. Przy tych wszystkich mięsnych daniach powyżej 500 kcal roślinne potrawy musiały się bardzo pozytywnie wyróżniać. I nie wydaje mi się, żeby sięgali po nie jedynie weganie i wegetarianie. Tak samo mogłoby być z roślinnymi kanapkami w sieciach fastfoodów - z całą pewnością byłyby one mniej kaloryczne niż BigMac, a przy okazji też o wiele zdrowsze od mięsnych opcji. Dzięki temu przekonałyby do siebie amatorów zdrowej żywności czy osoby na diecie. Powiecie zaraz, że ten typ konsumenta i tak omija Maca szerokim łukiem, ale w trasie, podróży czy podczas jakichś "cheat day'ów", przy braku wege-opcji raczej wybrałby tę mięsną.
2. Cały kraj dowiedziałby się, że burgery mogą być wegańskie
Przecież i tak wszyscy o tym wiedzą - mamy Krowęrzywą, Novą Krovę, Chwastfooda i mnóstwo innych wegańskich burgerowni. No dobrze, ale gdzie je mamy? W dużych miastach, właśnie. A co z mniejszymi miejscowościami? One mają się nie weganizować? "Restauracje" McDonalds możemy spotkać wszędzie, z małymi miastami włącznie, takimi, w których naprawdę nie można zjeść niczego wegańskiego. Byłabym przeszczęśliwa, gdybym znajdując się na jakimś totalnym zadupiu, na którym nie ma nawet nigdzie kawy z mlekiem sojowym, miała możliwość zjeść taką wegańską kanapkę.
3. Wygodniejsze podróżowanie
Jakiś czas temu, we wrześniu, wylądowałam w McDonalds w środku nocy, kiedy czekałam na nocny autobus na lotnisko. Wypiłam tam chyba tylko niedobrą czarną kawę. Po za tym jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że Mac był częstym przystankiem w trasie na wakacjach z rodzicami. To samo jeśli chodzi o wycieczki szkolne. Dlaczego mielibyśmy nie móc posilić się ciepłą wegekanapką podróżując po Polsce? Dlaczego wegańskie dzieci jeżdżące na klasowe wycieczki miałyby dodatkowo odstawać od reszty swoich rówieśników (albo decydować się na mięsne burgery tylko dlatego, żeby się nie wyróżniać)? Dlaczego miałyby czuć, że coś je omija? Ja nie wiem, zapytajcie przeciwników wegeburgerów w Macu.
4. Od "korpo" wszystko się zaczyna
A nawet nie tyle zaczyna, co ma szansę zaistnieć i wejść do mainstreamu. Taka smutna prawda, ale to właśnie wielkie molochy mają wystarczająco dużo pieniędzy na wprowadzanie korzystnych dla społeczeństwa zmian. To one mogą wpłynąć na lepszy los szwaczek w Bangladeszu bardziej niż mała lokalna firemka sprzedająca kilka koszulek w miesiącu. Pod wpływem nacisków ze strony konsumentów, rzecz jasna. Tak samo jest z testami na zwierzętach, to duże kosmetyczne korporacje mają na tyle dużo środków, aby inwestować w alternatywne technologie. Nie uważam bynajmniej, że powinniśmy teraz głaskać po główce Loreal i kupować ich produkty, na świecie jest wystarczająco dużo ludzi, którzy to robią, ale nie zapominajmy o tym, gdy kolejny raz będziemy chcieli rzucić gromami w jakąś większą firmę. Nawet jeśli ja sama nie stołuję się w KFC, nie piję kawy w Coście czy nie kupuję produktów P&G, to ciągle na świecie jest mnóstwo ludzi, którzy tak robią i z tego nie zrezygnują. Dlatego, moim zdaniem, powinniśmy przynajmniej starać się doprowadzić do tego, by te korporacje zmieniały się na lepsze.
Musimy pogodzić się z faktem, że małe lokalne biznesy nie mają monopolu na weganizm czy inne etyczne rozwiązania. I owszem, zapewne żadna korporacja nie zacznie inwestować w wegańskie opcje bezinteresownie, ale dopóki nie krzywdzi się tym zwierząt, a wręcz przeciwnie, promuje w ten sposób weganizm (co pomaga zwierzętom), ja przymykam oko na ich pobudki.
Wracając do wege-burgerów, nie wydaje Wam się, że gdyby taki gigant jak McDoland's wprowadził do swego menu wegańskie opcje, to inne firmy tego typu poszłyby w tym samym kierunku? Za chwilę mielibyśmy na rynku seitanowe nuggetsy w KFC i selerybę w North Fishu. Ile zwierząt rocznie by to uratowało i ile osób zachęciło do weganizmu?
5. W niektórych kręgach jedzenie w sieciówkowych fast foodach funkcjonuje jako coś fajnego
(Nie wiem jak to się teraz określa, za moich czasów do łask wróciła właśnie fajność). Tak, hiperniezdrowe, pływające w tłuszczu jedzenie może być uznawane za fajne. Ja sama na weganizmie tęsknię za jakimś niezdrowy junk foodem , bo nie oszukujmy się, Krowarzywa czy Jamniczek nie serwują fast foodu z prawdziwego zdarzenia ;)
6. Wegańskie jedzenie powinno być dostępne WSZĘDZIE
Nie tylko frytki z sałatą, ale także coś bardziej treściwego. Marzę o tym, by wegańskie opcje były już na tyle powszechne, żeby przeciwnicy weganizmu przestali zwracać na to uwagę i uważać je za "inność". A może nikt by już nas nie pytał "To co ty właściwie jesz?".
Kto najbardziej skorzystałby na wegańskich opcjach w sieciówkach? Czy przypadkiem nie zwierzęta?
Dla zwierząt najważniejsze jest to, żebyśmy ich nie zjadali. A to, czy nie jemy ich w Macu, w wegańskiej knajpce czy we własnej kuchni schodzi już na dalszy plan.
Ale na dzień dzisiejszy nie mamy się czym martwić, nie wydaje mi się, żeby polski McDonald's naprawdę zamierzał wyjść weganom na przeciw. Roślinnych burgerów w Macu pewnie i tak zbyt szybko się nie doczekamy, a na razie możemy organizować anty-wegeburgerowe pikiety pod Queen Burgerem, który ma jedną wegańską opcję w swoim menu.
Na deser polecam przeczytać:
Big Cebula – smak Polski
10 powodów, dla których warto wprowadzić dania roślinne do restauracji
Wegański fastfood i korpo.
Na zdjęciu na górze stuprocentowo wegański McBean (ze specjalnym bezjajecznym sosem) w szwedzkim McDonald's.
23 komentarze
Zgadzam się w stu procentach. Chociaż nie znoszę Maka już od dawien dawna, to jak wprowadzą wegańskie burgery- zbiorę znajomych i pójdę go spróbować! :D
OdpowiedzUsuńWegeburgery w McDonaldzie? Ciekawa wizja i nie jestem pewna czy bym poszła, ze względu na to, że bardzo nie lubię tego miejsca. Ale co prawda byłabym bardzo ciekawa smaku. Na pewno jest prawdą to, co piszesz. Niektórzy mięsożercy pewnie by spróbowali i w końcu spostrzegliby, że wege burgery nie są takie złe, jak myślą. Chyba że Mc zrobiłoby nam psikusa sprzedając ochydne produkty, które ostatecznie by wszystkich anty jeszcze bardziej zniechęciły XD
OdpowiedzUsuńKiedyś Mc miał taka akcję ''zadaj pytanie''. Wpadłam na taki pomysł, aby zapytać ich o wege burgery (było to niedawno) i jaką odpowiedź dostałam? ''Na razie tego nie planujemy, bo nie przyniosłoby to zysków w naszej sieci restauracji''. Boli mnie to, że na wszelkich wycieczkach klasowych muszę iść ze swoim jedzeniem, że muszę zostawać w autokarze, albo na dworze, bo nie mam co tam zjeść, a jak wiadomo najpopularniejsze na wycieczkach jest właśnie McDonald's. Wyglądam w tedy na ''dziwną'', ''inną'' i nie czuję się komfortowo, bo wszystkie moje koleżanki wcinają cheeseburger'y czy BigMac'a. Ale my sobie gadać możemy...
OdpowiedzUsuńZawsze dobra opcja tak na wszelki wypadek... McDonald od zawsze działał na mnie odstraszająco ale nigdy nie wiadomo gdzie się wyląduje. Btw ostatnio obejrzałam filmik o produkcji frytek w Macu i niestety są niewegańskie i chociaż ostatni raz jadłam je dawno temu to smutne jest, że naiwnie wierzyłam w to, że to "tylko ziemniak".
OdpowiedzUsuńNie wiem z jakiego kraju był ten filmik, ale w Polsce McDonald's ma wegańskie frytki: http://wiecejweganskich.pl/weganski-tlusty-czwartek-zakupy/
Usuńw Finlandii w McDonald's są wegeburgery. Da się? Da się.
UsuńTo samo w UK. Nie tknęłabym tego za darmo ale fajnie, że jest taka opcja dla fanów junk foodu. :)
UsuńDotarłoby to do wielu osób napewno:) Większośc ludzi ciągle mysli, że weganie jedzą tylko sałatę..Pewnie sama bym tam nie zjadła, ale jest to ciekawa propozycja dla mas.
OdpowiedzUsuńFajnie, choć nie jadłabym..bo nie mam zaufania do takich miejsc. Czy by przestrzegano pewnych dla mnie ważnych kwestii :)Głownym plusem byłoby pokazanie, że bez mięsa też można zjeść smacznie!I bez cierpienia zwierząt!
OdpowiedzUsuńWege McWrapy jadłam w Macu w Anglii, były niesamowicie przepyszne, tu w Polsce jak się o takowe zapytałam to przywitał mnie tępy wyraz twarzy "Co proszę?".
OdpowiedzUsuńWesołych ! :))
OdpowiedzUsuńNawet w Warszawie możliwość posilenia się w każdym centrum handlowym/przy stacji benzynowej byłaby kusząca.
OdpowiedzUsuńTylko musieliby zrobić porządne te burgery, żeby nie były jako najnędzniejsza opcja w menu i skusiły stejkożerców ;)
Niestety większość polskich wegan woli sama zrobić z fasoli :/ Bo przecież większości wcale nie chodzi o zwierzęta, i o uczynienie realnej zmiany w świecie, tylko o bycie "lepszym" od innych. Nie ma najmniejszych szans, że od malutkiej grupki etycznych konsumentów mcdonalds czy inny moloch zbankrutuje. To popyt na to, by korporacja (ze względu na pieniądze, bo tak działają korporacje) robiła coś dobrego a nie coś złego, to taki popyt może coś zmienić. Sama widzisz na fanpejdżach choćby tamtym o Orlenie, że jest duża grupa wegan którym wszystkożercy są potrzebni do tego, by z kimś się porównywać i czuć lepszym. Utopijny świat bez zjadania zwierząt to byłby dla nich koszmar, bo byłby to koniec lepszości.
OdpowiedzUsuńJa staram się bojkotować sklepy zoologiczne sprzedające żywe zwierzęta (tzn. nie kupuję tam rzeczy dla moich kotów i psa w sklepach w których sprzedają choćby tylko żywe ryby, że o chomikach i świnkach morskich nie wspomnę). Ale wegeburgera z maca bym zjadła. Hipokryzja? Nie. Jest realna szansa, że Kakadu czy AquaelZoo zbankrutują przez to ile ludzi wkurzyli, albo pójdą po rozum do głowy i zrezygnują ze sprzedawania zwierząt. Naciski wkurzonych ludzi mają realną szansę coś zmienić. Ale McDonalds? Ma się świetnie, i nie widzę szans by w trakcie mojego życia pod wpływem nacisku konsumenckiego szlag go trafił. Ale zmienienie oferty na bardziej wegeprzyjazną jest realistyczne, możliwe. Nie chodzi o to, żeby się bez sensu wzruszać i oburzać, tylko żeby realnie coś zmienić. Wege hot-dogi na stacjach benzynowych (i w związku z tym mniejsza "produkcja wieprzowiny", o to chyba chodzi?) to pomysł realny, ale stacje benzynowe nastawione na cokolwiek innego niż kasa - to utopia, w którą uwierzyć mógłby tylko ktoś niesamowicie naćpany lub oderwany od rzeczywistości z innych względów.
Mam dosyć weganizmu kręcącego się wokół robienia z fasoli, i wydawania majątku na quinoę, olej kokosowy, chia, jagódki goji, i co tam jeszcze jest w modzie. Mam dosyć, bo tworzenie lifestylu dostępnego dla bardzo nielicznej grupy dzianych ludzi mieszkających w dużych miastach, i gardzących mięsożercami, nie służy zwierzętom. Inicjatywa Otwartych Klatek jest niesamowita, bo wychodzą do jak najszerszej grupy.
Byłam na Wege Targu, i jestem nim trochę rozczarowana. A to dlatego, że część oferowanego tam jedzenia była z takim naciskiem na "zdrowe", że okazała się paskudna. I ten hype na kaszę jaglaną. Co mnie obchodzi, że jest bezglutenowa? Współczuję ludziom z celiakią, ale tam pewnie nie było ani jednej osoby z celiakią, a i tak ze 2/3 żarcia bezglutenowe - i to bezglutenowe w sposób bezużyteczny dla kogoś rzeczywiście chorego, bo oni chorują też od śladowych ilości, a tam zapewne niemal wszystko było pozanieczyszczane śladowymi ilościami. Kurde blade, warzywniak mam pod domem, piec umiem, serniki z tofu są wstrętne bo smakują tofu, i jeśli tak ma wyglądać dbanie o zwierzęta, to chyba jestem za słabym człowiekiem żeby się żywić takim badziewem. Część rzeczy była pyszna, ale właśnie nastawienie niektórych... pytanie czy lody, które sobie jadłam, są wegańskie - ton był oceniający, a nie na zasadzie "wegańskie lody? gdzie? Już leeeeecę!". Opcja zjedzenia dla odmiany na mieście w totalnie anonimowym macu, gdzie sprzedawcę i wszystkich wokół gucio obchodzi zawartoś GMO i glutenu w mojej bułce, to taki kuszący pomysł... Właśnie, czasem tęsknię za fastfoodową anonimowością. Jeden ze sprzedawców w Loving Hut już mnie rozpoznaje, i nie czuję się z tym komfortowo :P
McDonald's i Orlen to jeszcze nic, niektórzy na przykład bojkotują Alpro za to, że należy do jakiejś mlecznej korporacji. No jasne, przecież lepiej żeby zamiast mleka sojowego taka firma sprzedawała kolejne rzeczy z mleka krowiego ;)
UsuńPrawda jest taka, że z każdym nowym wegańskim produktem nasz współczynnik wyjątkowości spada i to musi strasznie boleć niektóre osoby. Najlepiej dla nich by było, żeby z wegańskich rzeczy w sklepach znajdowały się tylko warzywa i owoce. Wtedy i wegan byłoby mniej, a weganizm byłby czymś elitarnym.
Ale niestety wegan jest coraz więcej, więc trzeba wymyślać podziały na lepszych i gorszych, na tych jedynie na diecie wegańskiej i tych z różnych względów nieprawdziwych (swoją drogą polecam ten tekst: https://vegansapiosexual.wordpress.com/2015/03/11/vegans-the-worlds-smallest-club/)
Ja już na szczęście chyba wyrosłam z takiego manifestowania swojej odrębności czy to za pomocą diety, czy słuchanej muzyki (jak było w gimnazjum ;d). Teraz marzy mi się weganizm tak powszechny i normalny, żeby nikogo już mój wybór nie dziwił.
A w Polsce mleka Oatly importuje firma Euroser :P No i nigdy nie wiesz, czy etykiety do butelki z wegańskim produktem nie przyklejono klejem kostnym xD
OdpowiedzUsuńTamten tekst co podlinkowałajest świetny :D A ja pamiętam znajomą weterynarz (wegetarianizm jest niesłychanie rzadki w tej branży), która mi się prawie rozpłakała, że "bywa padlinożerna"... Fakt, że była pewnie już po jakichś trzydziestu dobach bez snu i może z sześciu godzinach sterczenia przy stole operacyjnym, i było nieźle po północy, więc można się poryczeć i z mniej poważnych powodów - ale mam na myśli, że to nie wzruszająca się czternastolatka zbierająca pieniądze na wykupywanie koni. To dorosła, odpowiedzialna osoba, doświadczająca pewnego wewnętrznego rozdarcia i jak to sama określiła: "głodu krwi". Dla takich osób potrzebujemy mainstreamowego weganizmu. Żeby się jednak dało, choćby ze względu na własny komfort, bo trudno się chyba ogarnąć z dysonansem typu "robię wszystko żeby zapewnić jak najlepszą opiekę psom i kotom, a zjadam krowy, świnie i kury".
Wiesz co jeszcze mnie wnerwia, dość niezwiązanego z tematem notki, co mnie wnerwia w postawie wegan? Egzaltowane, emocjonalne bzdury. Kierowanie się sercem a nie rozumem - i pisanie tekstów sercem, a nie rozumem. Jak ktoś pisze tekst typu "10 argumentów za zrezygnowaniem z nabiału", to oczekuję argumentów, a nie wyssanych z palca drastycznych bzdur. Trafiłam kiedyś na stronę gdzie stało jak byk (pun intented) że "krowy spędzają całe życie zamknięte w boksach i podpięte do dojarek". Ja znam tylko obory wolnostanowiskowe i uwięziowe, o takich z boksami się w życiu nie uczyłam, ale co tam... O dojarkach do których krowy są podpięte cały czas to też w życiu nie słyszałam, przecież by dostawały jakiejś infekcji strzyków, martwicy potem, i sepsy, nie? Ja rozumiem opowieści PETA o "mleku z ropą" (też bzdura, to komórki somatyczne, które mogą być w ropie, ale są i w normalnym mleku... ze strzyku naskórek się złuszcza, i te komórki złuszczone PETA nazywa ropą... nie żeby jedzenie złuszczonych komórek naskórka krowy brzmiało apetycznie, ale jak sobie robię peeling, to zdaniem PETA oczyszczam swoją skórę z ropy, nie z martwych komórek naskórka?), ale choćby faktycznie tak było, to jednak aż tyle ropy to by jednak nie przeszło... Może się czepiam, ale jak aktywiści mówią nieprawdę, to nie ma się ochoty mieć z nimi nic wspólnego. Jak prolajfowcy pokazują zdjęcia choćby i z naturalnych poronień, przedwczesnych porodów, lub usuwania naturalnie obumarłego płodu jako niby aborcję, to to ośmiesza ruch, i tak samo w moich oczach ośmieszają aktywistów prozwierzęcych niemerytoryczne "argumenty", nieprawdziwe dane, wyolbrzymianie pewnych zjawisk, szokowanie drastycznymi obrazami czy ktoś sobie tego życzy czy nie. Jest pewien procent osób, które dostrzegają błędy w treści słownej nawet gdy równolegle przekaz wizualny zawiera "krew i flaki". Mając pewną wiedzę na temat hodowli zwierząt ze szkoły, a nie z internetu, dostrzegam merytoryczne błędy. O wiem, albo z argumentów przeciw mleku: "pozostałości antybiotyków". Wow. Tyle, że mleczarnia chce z tego robić mleko i ser, mają testy wykrywające antybiotyki (no wiesz, tak jak są dla ludzi testy ciążowe czy na narkotyki, tak są testy do krowiego mleka, czy są w nim antybiotyki). Więc chcą mieć mleko w którym nie ma patogennych bakterii (ropy) ani bakteriostatyków (antybiotyków). Niektóre mleczarnie narzucają surowsze normy niż wymaga tego polskie prawo, bo na cholerę im mleko z substancjami które utrudnią zrobienie jogurtu? Nie jest to oczywiście argument za konsumpcją produktów mlecznych, ale dowód głupoty przepisywania tych samych strrrrrasznych opowieści bez sprawdzenia czy mają sens. Jest prawdą, że wiele rzeczy dotyczących chowu przemysłowego jest niewyobrażalnie strasznych i złych. Po co więc wymyślać nieprawdziwe "straszności"? Uwielbiam twój blog nie tylko za "normalny weganizm", ale też i za to, że myślisz o tym, co piszesz. Głową piszesz, a nie sercem. Cholera jasna, popłakanie się nad filmem o rzeźni to nie etyka. Totalnie odbiegłam od tematu, ale wnerwia mnie to strasznie.
OdpowiedzUsuńBłąd oczywiście, po trzydziestu godzinach bez snu, po trzydziestu dobach to by nie żyła :P
OdpowiedzUsuńMatko jak cudownie czytać taki zdrowo rozsądkowy post ... Myślę, że takim wegeburgerem zrobiłaby więcej dla dla zwierząt niż całe stada zamkniętych na wszelką "inność" wegan (mięsożerną czy co gorsza wegetariańską), które mam czasem wrażenie działają raczej dla jakiejś wyssanej ze wszystkiego "idei weganizmu" a niew interesie zwierząt (że o ludziach nie wspomnę). Z egoistycznego punktu widzenia też bardzo mnie przekonuje argument dzieci na wycieczkach szkolnych (wnerwiało mnie to strasznie jak moi chłopcy byli mniejsi). W moim małym mieście nie ma żadnej knajpy wegetariańskiej, a co dopiero wegańskiej, ale regularnie chadzam do zaprzyjaźnionych zwykłych - do sushi baru na wegetariańskie i wegańskie sushi, do włoskich knajp do budy w której sprzedają falafele itp. Wiem, że własnie między innymi dla nas wprowadzają nowe bezmięsne pozycje w karcie ( wiem też, że one się coraz lepiej sprzedają) i pękam z dumy :) Małymi krokami można wiele, jeśli nie traktuje się ludzi z wyższością ;) Pozdrawiam bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja myslę, że to już tylko kwestia czasu. Pewnie nie tygodni ani nie miesięcy, ale jesteśmy już coraz bliżej by właśnie takie firmy wyszły weganom i wegetarianom na przeciw. Sama równiez marzę by nie musieć martwić się o to co zjem w drodze i że w awaryjnych lub wyjątkowych sytuacjach tylko frytki i sałatka mnie ratują.
OdpowiedzUsuńNiemieck Mak od dawna serwuje Veggie Burger. Nie pozostaje nic innego jak naciskac nasze Mc do wprowadzenia na rynek tego produktu.
OdpowiedzUsuńW temacie burgerów i mainstreamu. Polecam zainteresować się firmą beyond meat (Gates chyba troche zna się na biznesie), chociaż oni nie promują weganizmu a walkę ze zmianami klimatycznymi, tym wojującym może się nie spodobac....:)
OdpowiedzUsuńKwestia czasu kiedy wegetariańskie lub wegańskie burgery przyjdą do Polski - są już w wielu restauracjach McDonald na świecie, jak poczują nacisk, zorientują się, że tracą klientów, bo Ci nie znajdują u nich produktów bezmięsnych to szybko zareagują. :)
OdpowiedzUsuńJa napiszę swój postulat jako osoba wszystkożerna :), co prawda wegetarianizmem i weganizmem się interesuje oraz staram się ograniczać mięso w swojej diecie. Przyznam, że jak tylko przyuważę w jakieś restauracji wegańską opcje to choćby z czystej ciekawości właśnie ją wybieram, dlatego w stu procentach się z Tobą zgadzam i jestem jak najbardziej za wprowadzeniem wege-opcji w popularnych fast-foodach :). Dodam jeszcze, że podziwiam was wegan :), sama na pewno będę próbować przejść na taką dietę, obecnie jednak byłoby mi ciężko, bo mieszkam jeszcze z rodzicami. A są oni przeciwnikami za równo wegetariańskiej jak i wegańskiej diety, mam nadzieję, że jak już będę na swoim to uda mi się całkowicie wykluczyć produkty pochodzenia zwierzęcego. Tak więc trzymaj za mnie kciuki ;-)
OdpowiedzUsuńUwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.