Kocieuszy | wegański styl życia: Wege-miejsca: Jamniczek

Wege-miejsca: Jamniczek

22:12



Jamniczek na wegańskiej mapie Warszawy pojawił się w grudniu 2014 i muszę przyznać, że na początku nie za bardzo mnie zachwycił. Na szczęście nie zniechęciłam się na tyle, żeby nie dać mu drugiej, trzeciej, a potem i dziesiątej szansy. Coś mnie do niego mocno ciągnęło, może to ten klimat i wystrój, może fakt, że niesamowicie przyjemnie mi się tam siedzi, i gdybym tylko mogła, to pewnie spędzałabym tam większość wolnego czasu. Z biegiem dni także jamniczki stawały się coraz smaczniejsze, a sam Jamniczek nie przestawał (i nadal nie przestaje) się doskonalić. Dzięki temu dzisiaj z całym przekonaniem mogę określić Jamniczka moim ulubionym wegańskim miejscem w stolicy.



Na czym w ogóle polega Jamniczek?
To knajpka specjalizująca się w wegańskich hotdogach. Ale nie byle jakich hotdogach, bo wszystkie "kiełbaski" robione są ręcznie na miejscu. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z klasyczną bułką z parówką, którą znałam do tej pory.


Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do idei "zdrowych hotdogów", ale po dokładniejszym przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że to świetny pomysł. Tak już mam, że na mieście jadam głównie to, czego nie chce mi się przygotowywać w domu, albo czego zrobić nie mogę lub nie potrafię. W knajpce szybciej zamówię wegeburgera, hummus, pizzę czy nawet ciasto, niż typowy lancz. Dlatego podejrzewam, że zwykłe hotdogi z parówką Polsoi szybko by mi się znudziły, natomiast te jamniczkowe, robione ręcznie z przeróżnych składników uzależniają. Nie mam też przeczucia, że przepłacam za bułkę z parówką, wręcz przeciwnie, bo przecież nie kupuję zwykłej bułki z parówką. W zamian otrzymuję też bardzo wysoką jakość. I mimo, że wśród wegańskich miejsc brakuje mi jakiegoś niezdrowego, ociekającego roztopionym roślinnym serem fastfooda, to właśnie Jamniczek stał się ostatnio moją ulubioną knajpką.

Wracając do jamniczkowego wystroju, oczarował mnie on już podczas dnia otwarcia. Ściana z wieczek od puszek, genialne żarówki w nieco industrialnym stylu, to wszystko składa się na niepowtarzalny klimat tego miejsca. Nie jest to kolejne wnętrze odrysowane od katalogu Ikei.


Jamniczkowa ściana z wieczek

Ale przejdźmy w końcu do najważniejszego, czyli do jedzenia.


Jamniczek Marian

W Jamniczku możemy zjeść... jamniczki, czyli ręcznie robione roślinne kiełbaski zapakowane w bułkę lub, w wersji lanczowej, z kaszą lub ryżem zamiast bułki. Do każdego jamniczka dostajemy w zestawie kiełki i warzywa oraz dwa sosy do wyboru. Spróbowałam już chyba wszystkich dostępnych rodzajów kiełbasek i najbardziej przypadł mi go gustu Tymon (to na pewno przez dodatek wege-sera, no i ten zielony kolor), a ostatnio posmakował mi też sezonowy Marian.

Stefan
Tymon

Oprócz hotdogów w Jamniczku zjecie też ciasta i
warzywne frytki i wypijecie smufisy, lemoniady (próbowałam wersji na ciepło - polecam) oraz moje ulubione kawy na mleku kokosowym.

Kokosowe cappuccino
Tort oreo
Lemoniada z goździkami

Jamniczek
Marszałkowska 68/70, wejście od ul. Skorupki 2
Warszawa (Śródmieście)

You Might Also Like

19 komentarze

  1. Jeśli pragniesz smażonego w głębokim tłuszczu wegeżarcia (niestety bez roślinnego sera, w kuchni wietnamskiej raczej się nie używa sera) to może Loving Hut? To jest miejsce gdzie wyznawcy diety jarmużowo-fasolowej dostają zawału od samego patrzenia, ale niektóre rzeczy są genialne. Sajgonki na ten przykład. Albo "crispy cha-cha": panierowane wegańskie nibykrewetki, to jakby manifestacja tego jak bardzo mam gdzieś zarzuty o "hipokryzji" spożywania zamienników. Chociaż chciałoby się amerykańskawego fastfooda. Panierowane nibykrewetki są genialne, seitanowy nibykurczak jest obłędny, więc dlaczegóż oni nie robią do bólu amerykańskich nuggetsów? Eh. Dla mnie Loving Hut to żarcie pod hasłem "mam sesję, nie będę gotować", "nic mi się nie chce, nie będę gotować", "nie będę gotować i koniec"... Ale brak nibynuggetsów jest bolesnym mankamentem.

    OdpowiedzUsuń
  2. zawsze myślałam, że to po prostu parówki sojowe ze świeżymi dodatkami a tu proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pysznie to wszystko wygląda <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) jestem wegetarianką (na razie,ale zmierzam do weganizmu) i zastanawiam się co z osobami, które jedzą np. pączki niedomowe, ja ich nie jem,bo nie mam pewności na jakim tłuszczu były smażone, a moja koleżanka,która chwile temu przeszła na wegetarianizm ostatnio zajadała się pączusiem kupnym jak gdyby nigdy nic, nie wiem co zrobić. To bardzo denerwujące dla mnie gdy ludzie ''wege'' jedzą rzeczy z nieznanym składem sera,albo tłuszczu na jakim był smażony pączek czy frytki. Czy moja opinia dotycząca tego,że wegetarianie nie powinni jeść takich rzeczy jest słuszna? Dziękuje za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiekszość mojego bloga sluży właśnie temu, żeby ludzie nie musieli z góry odrzucać rzeczy, co do których nie mają pewności, a mogli je sprawdzić. A nawet jeżeli nie mają na to ochoty, to w zasadzie ich sprawa i ich wybory. Myślę, że nie należy zniechęcać, niech sami rozwijają swój wegetarianizm/weganizm tak, żeby się nie zrażać. Mamy na świecie zbyt dużo ludzi nie zwracających jakiejkolwiek uwagi na zabijane w celu konsumpcji zwierzęta, żeby jeszcze deprecjonować wysiłki osoób świadomie nie jedzące mięsa. Zresztą, co miałabyś z tym robić? Mówić innym ludziom, że są niewystarczająco tru? To akurat nie tutaj, polecam przeczytać tę notkę: http://www.kocieuszy.pl/2015/01/moj-weganizm-jest-lepszy-niz-twoj.html

      Usuń
    2. Anonimie, jako również wegetarianka z poważnymi zapędami wegańskimi radzę ci, żebyś pilnowała własnego nosa, bo właśnie takim wtrącaniem się w czyjś talerz poważnie możesz zniechęcać do wegetarianizmu i weganizmu. Twoje pogardzanie osobami które "jedzą pączusie" nie uczyni cię lepszą, zwłaszcza że 10 "nieprawdziwych wegetarian, którzy jedzą rzeczy o podejrzanym składzie, albo nawet, o zgrozo, żelatynowe żelki, 10 takich wegetarian to mniej zabitych zwierząt, niż gdyby jedno z nich przeszło na najidealniejszy weganizm, a pozostali jedli tradycyjnie. Na wege bazarze były kiedyś lody. Przy innym stoisku zostałam surowo zapytana, czy napewno są wegańskie. Kurde, a jakie, skoro jesteśmy w jedynym miejscu w tym mieście gdzie łatwiej dostać wegańskie niż niewegańskie? Osoby czepiające się, jaką straszną hipokryzją jest sojowa wędlina w mojej kanapce? Zniechęca mnie to totalnie.
      Twoja opinia że "wegetarianie nie powinni jeść takich rzeczy" jest niesłuszna. Możesz grzecznie informować wegetarian, że z daną rzeczą coś może być nie halo, bo może ktoś tego nie wie. Grzecznie, bo może chcą unikać składników zwierzęcych, ale im kurde nie wyszło. Ale przede wszystkim pilnuj siebie, i tego, czy ty takie rzeczy chcesz jeść czy nie. Jeśli środowisko wegetarian i wegan jest takie oceniające, zawistne i wytykające błędy, to wielu "normalniejszych" ludzi nie chce do niego zależeć.
      I tak nikt nie zabija zwierząt dla samego tłuszczu czy żelatyny, hoduje się i zabija dla mięsa i skór. Hoduje się w marnych warunkach dla jajek i mleka. Odpadem od mleka są cielęta, odpadem od kur nieśnych są męskie kurczaki. To tak w uproszczeniu. Zwierzęce dodatki które stanowią mały ułamek masy produktu, są odpadem. Ludzie je eliminują raczej dlatego, że nie chcą jeść czegoś, co pochodzi ze zwłok. Taki "nieczytający składów wegetarianizm" to też zmniejszenie liczby zabijanych zwierząt, i to też jest ważne, dużo lepsze od wytykania innym błędów. Powinnaś się zastanowić jak chcesz robić sama, a nie patrzeć innym w talerze.

      Usuń
    3. Nigdy nie powiedziałam nikomu,że robisz źle bo jesz to,jak możesz jeść zwierzęta itd. to są tylko moje przemyślenia :). A o tym,że lepiej jak osoba,ktora nieczyta sklady i nie je miesa niz wcale to doskonale wiem ;)

      Usuń
  5. No jestem w stanie zrozumieć tą co zajadała się pączusiem :D,ale osoba będąca niby 4 lata wegetarianką,która je wszystkie zupy nie zwracając uwagi, że mogą być na mięsie, mówiąca, że ''może akurat ten pączek'' nie jest na tłuszczu zwierzęcym i karząca powtórzyć słowo podpuszczka,bo nie wie co to jest ,a i najlepsze raz sobie odpuszczająca swoje postanowienie i jedząca jedną kiełbaskę na ognisku klasowym to już jest nie halo. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę,że nawet ograniczenie mięsa jest dobrym krokiem,ale denerwują mnie osoby,taka jak ta opisana,które nagle przestają jeść mięso,nie próbóją zagłębić się w ten styl życia,nie interesują się tym co powinni jeść zeby być zdrowym,nie zwracają uwagi na kosmetyki nietestowane na zwierzetach (bo przecież raz juz byly testowane,a ten podklad z max factora jest najlepszy) i nazywają się dumnie WEGETARIANAMI,mam wrażenie,że robią to żeby ''być fajnym'' ? Chociaż nie wiem co w tym wyjątkowego.
    A potem ja czuję się dziwnie i nie wiem co odpowiadać ludziom,którzy pytają się dlaczego nie jem pizzy z serem,skoro wegetarianka X je bez problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukasz dziury w całym. Ta osoba może się zdobyć tylko na tyle wyrzeczeń, i dobrze, że chociaż na tyle. 10 takich więcej zwierząt oszczędzi niż jeden "prawdziwy weganin". A dwudziestu "niedobrych pseudowegetarian" to nawet jeszcze lepiej niż dziesięciu. Mam w nosie, że ciebie to drażni, najważniejsze że mniej zwierząt będzie wyhodowanych i zabitych, a nie żeby być totalnie idealnym. Przemyśl swoje priorytety - czy chodzi o to, żeby rezygnowanie z mięsa było mainstreamowe, normalne, czy o to żeby było dla "idealnych, nielicznych". Mainstreamowe zawsze będzie nieidealne i nieortodoksyjne. Jeśli zależy ci na zwierzętach, odpuść innym, i zajmij się sobą. Jeśli zależy ci na "jedynym prawdziwym" wegetarianizmie, to wiedz że jedząc nabiał i tak przyczyniasz się do uśmiercania zwierząt, wszystko jedno czy te uśmiercone zjadasz, czy nie. Żeby więc móc się czepiać "nieidealnych" wege, musisz zrezygnować z serka i jajeczniczki, a wtedy, jako należąca do węższej grupy, mniej ludzi będziesz zrażać. Szkoda i wstyd, że twoja "irytacja nieidealnością" jest dla ciebie ważniejsza, niż realnie MNIEJ ZABITYCH ZWIERZĄT.
      I moim zdaniem wszystko jedno czy w serze jest podpuszczka zwierzęca, ponieważ produkcja mleka i tak wiąże się z uśmiercaniem cieląt. Wszystko jedno, czy ich żołądki wyrzucono, czy przerobiono na podpuszczkę. Unikanie podpuszczki uważam za totalnie pozbawione etycznego znaczenia.

      Usuń
  6. Chodzi generalnie o to po co nazywac sie od razu WEGE,wstepowac do wege grup i podawac sie za wielce dobrego. A tak poza tym myslisz,ze jestem wege z jakich powodow? Oczywiscie,ze zalezy mi na tym,aby jak najwiecej zwierzat zostalo uratowanych. Ja doceniam nawet chociazby dbanie o to aby nie kupowac kosmetykow testowanych na zwierzetach. Tyle,ze wegetarianizm to ideologia,ktora jasno wyraza,ze nie je sie produktow na tluszczach zwierzecych itp. i skoro juz ktos dumnie nazywa sie wege to wypadaloby tego przestrzegac. Nie mam absolutnie nic do osob,ktore nie jedzą miesa,ale nie zwracaja na aspekty przytoczone wczesniej,ale jesli afiszuja sie z tym wielce to to juz nie jest fair. Ja rozumiem,ze trzeba byc dobrze nastawionym nawet do tych co nie do konca w pelni odrzucili mieso,ale chyba osobie która powie : ''jestem wegetarianinem,jem ryby,no bo wege jedzą ryby!'' nie zwrocisz uwagi, tylko dlatego,ze to jej wlasna droga niech je ryby jesli chce bo nawet najmniejszy krok sie liczy,no po prostu trzeba na takie osoby chuchac i dmuchac,bo taka kochana zrobila chociaz tyle,a ty zwracasz uwage na wszystko doslownie i to jest juz przesada,tak? Taka osoba moze nie wie,ze sie nie je i chcialaby zeby ktos jej powiedzial,ze zle robi. A tak poza tym to nie mow mi,ze wegetarianizmem nie do konca ratuje zwierzeta,bo dobrze o tym wiem i jakbys przeczytala/ala wczesniej to bys wiedziala. Mowienie caly czas,ze nie zwracaj wegetarianinowi uwagi,ze je to i to,a nie powinien,ale mimo to w jakis sposob ratuje zwierzeta jest moim zdaniem utrwalaniem zlych zachowan i pewnego rodzaju skrajnością,chyba warto pomoc innym rozwijac swoj wege styl zycia.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak poza tym to ta ja nazywasz irytacja nieidealnoscia jest malo wazna? Przeciez unikanie chociazby produktow na tluszczu zwierzecym czy zup na miesie to juz jest coś. Czy moze nie powinnam tego robic,bo to nie ma znaczenia? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, unikanie produktów na tłuszczu zwierzęcym to dla zwierząt nic, jako że ten tłuszcz jest i tak ODPADEM z rzeźni.

      Usuń
    2. Tak jak powiedziała Martta, dla zwierząt to bez znaczenia, robisz to, żeby nie mieć na talerzu czegoś, co zrobiono ze zwierzęcych zwłok. Ci, którym chodzi o bycie "idealnymi" i wytknięcie błędów "nie dość idealnym", by wykopać ich z elitarnego klubu, otóż ci mnie drażnią. Bo nie chodzi o to, żebyśmy byli dwoma procentami tych "idealnych", tylko o to żeby kiedyś cała ludzkość przeszła na weganizm, a w każdym razie że produkowano realnie jak najmniej mięsa. Żeby eksploatowanie zwierząt było postrzegane jako dziwny, barbarzyński obyczaj. I wyobraź sobie, że ewentualny tłuszcz zwierzęcy w pączkach ma się do jednego i drugiego nijak. Unikamy go, jeśli nie chcemy jeść czegoś, co zrobiono ze zwłok.
      Mnie strasznie śmieszy perfekcjonistyczny wegetarianizm. Ser bez podpuszczki. Co za różnica? I tak możnaby wyliczyć, na ile litrów mleka przypada jeden zabity cielak. Czy robi jakąkolwiek różnicę dla zwierząt czy w serze z tego mleka jest mikroskopijna ilość enzymów z tego cielaka? Niekonsekwentny weganin, który czasem czegoś nie doczyta i odpuści, i tak robi więcej dla zwierząt, niż perfekcyjny wegetarianin wybierający ser krowi bez cielęcej podpuszczki. Więcej wsparcia dla prawie-wegan! Semiwegan, cholera jasna! I tak więcej robią dla zwierząt niż ci śmieszni wegetarianie-przejmujący-się-podpuszczką.

      Usuń
  8. Czyli wszystkie moje starania aby unikac tych malych czesci w produktach jest bez sensu? ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego od razu bez sensu? Nie wszystko musi być albo czarne, albo białe, jeśli dobrze się z tym czujesz, to rób tak dalej. Przecież ja też nie jem żelatyny i unikam składników pochodzenia zwierzęcego w kosmetykach, ale nie łudzę się, że ma to jakiś wielki wpływ na sytuację zwierząt. I nie wtrącam się do talerzy innych wegan.

      Usuń
    2. Anonimowy, robisz to dla siebie, jeśli nie chcesz mieć na talerzu czegoś, co zrobiono ze zwłok zwierzęcych. Na sytuację zwierząt nie ma wpływu czy unikamy tych rzeczy, które są odpadami: smalcu, łoju, żelatyny... Weganie nie jedzą tych składników, bo ich to brzydzi. Ja dalej nie mam jasnej opinii co do miodu (Martta, mogłabyś to kiedyś opisać? propagandzie ze strony PETA nie ufam, i chciałabym uczciwego omówienia ekologicznej strony tego problemu, a strony prozwierzęce lubią czasem manipulować danymi.) Tak czy siak pszczoły budzą mało empatii, a niektórzy z miodu rezygnują tylko dlatego, że... miód to coś, co pszczoła wypluwa. Coś wyplutego przez owada brzmi dla niektórych nieapetycznie, nawet jeśli jest słodkie. Można i tak. Z pewnością znaczenie ma (w tym sensie, że kształtuje rynek) unikanie mięsa (w tym ryb), jajek, produktów mlecznych, skórzanych i futrzanych ubrań (skóra nie jest produktem ubocznym). Dotyczy to nie tylko świeżych, ale i przetworzonych produktów, w których jest przetworzone mleko, przetworzone jajka, przetworzone mięso. Ale są składniki które są dosłownie odpadami. Z pewnością dotyczy to łoju, smalcu i żelatyny. Są rejony świata, gdzie opłaca się hodować krowy tylko po to, by sprzedać ich skóry - ale nigdzie nie opłaca się hodować świń dla samej żelatyny i tłuszczu. To tak jak... o, wiem. Liście rzodkiewek są jadalne, ale nikt by nie uprawiał ich dla samych liści, uprawia się je dla korzeni. Liście możesz zjeść albo wyrzucić. Smalec i łój są dla przemysłu czymś takim, czym w kuchni są liście rzodkiewek: można zużyć, można wyrzucić, nie robi to dużej różnicy. Żeby było śmieszniej, tak samo odpadem są żołądki cieląt, w których jest podpuszczka, czyli enzym, którym można ściąć mleko w ser (można też użyć innych, wegetariańskich podpuszczek). To bez znaczenia, co zrobiono z żołądkiem cielaka, skoro zabito go a) dla mięsa b) bo urodził się po to, by jego mama miała laktację (dawała mleko). Niektórzy wegetarianie przejmują się tym, czy w serze jest podpuszczka cielęca, czy nie - bo nie chcą jeść czegoś zrobionego z trupa. Spoko. Niektórzy wegetarianie unikający podpuszczki cielęcej czują się lepsi od tych, którzy jedzą sery nie sprawdzając pochodzenia podpuszczki. Jedni i drudzy w takim samym stopniu przyczyniają się do eksploatacji i śmierci zwierząt. Więc tak, niektóre przypadki rezygnowania ze składników odzwierzęcych są bez sensu.

      Usuń
  9. Dziękuje za wszystkie odpowiedzi, dało mi to do myślenia :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Ech, tylko raz jadłam w Jamniczku, szkoda że się zamknął...częściej bywałem w Mysie i W gruncie rzeczy, których też już nie ma :-( muszę w końcu iść po raz pierwszy do Momencika i Vurst i Organitheki i Rośliny i Ósmej Kolonii! Jak dobrze jest mieszkać w Warszawie :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.