Czy mój styl życia jest najlepszym stylem życia?
15:39Ano nie jest. I Twój prawdopodobnie też nie jest.
Znacie to? Odkrywamy coś, co nam służy. Nowy styl odżywiania, filozofię życiową, naturalny kosmetyk, eko-metodę sprzątania, przepis na hummus z fasoli i od razu chcemy się tym podzielić z całym światem. Albo wręcz przeciwnie, coś nam wybitnie nie służy, wręcz szkodzi. Krem wywołał wysyp, odżywna zrobiła siano z włosów, przytyliśmy na high carbie, a zęby zepsuły się nam od cytrusów. Chcemy innych ostrzec i to zrozumiałe. Nie ma w tym nic złego, do czasu.
Do czasu, aż zechcemy narzucać innym swoje wybory.
Bardzo bym chciała, żeby cały świat był wegański. Naprawdę jednym z moich największych marzeń, na równi z domem w Laponii, jest zaprzestanie krzywdzenia zwierząt na całym świecie. Ale jak bardzo chciałabym wierzyć w to, że weganizm jest idealnym wyborem dla każdego, tak potrafię sobie wyobrazić osobę z szeregiem alergii na warzywa i owoce, dla której pozostanie na wegańskiej diecie byłoby trudne. I jeszcze bardziej doceniam wtedy moje życie, które nie ogranicza mnie w niczym (a przynajmniej nie tak poważnie, jak mogłyby mnie ograniczać problemy zdrowotne). Potrafię też sobie wyobrazić mieszkańców Grenlandii zimą i doceniam nawet czasami moją strefę klimatyczną, mimo że na co dzień marzę o zamieszkaniu na Północy, a Nuuk jest jednym z moich wymarzonych kierunków podróży. Ale nie o tym planowałam dziś pisać, nie o narzucaniu innym weganizmu, a raczej o konfliktach wewnątrzwegańskich (i nie tylko).Kojarzycie tych ludzi od robienia wszystkiego samodzielnie, od benzoesanu i strasznych składów, mleka sojowego nie "100% soja", nieekologicznych kosmetyków i innych teorii spiskowych, grasujących w wegańskich internetach? Okazuje się, że to nie jest tylko domena wegan, którzy tak lubią się przekrzykiwać czyj weganizm jest lepszy. Fanatyzm może nas dopaść niezależnie od preferowanego stylu żywienia. Zresztą, ja sama jako jeszcze wegetarianka, byłam wege-oszołomem. Ale nie w tym rzecz. Fanatycy zafiksowani na tym co IM służy bądź nie służy nie zdają sobie sprawy z tego, że sytuacja innych osób może być całkowicie odmienna. Niejednokrotnie zarzucano mi "straszne składy" kosmetyków, których używam, mimo że ja doskonale wiem co mi naprawdę nie służy (np. parafina) a co nie ma dla mojej skóry znaczenia i nie jest nawet szkodliwe, ale niepotrzebnie demonizowane (chociażby parabeny). Mam też swoją własną taktykę dobierania odpowiednich dla mnie produktów i mniejsze znaczenie ma dla mnie skład kosmetyków, które mają tylko chwilowy kontakt z moją skórą, a inaczej patrzę na kremy, sera i resztę rzeczy które pozostają na twarzy dłużej. Według życzliwych komentatorów idealnymi dla mnie kosmetykami byłby olej kokosowy i woda, ale niestety, większość olejów mnie potwornie zapycha. Za to fasola sprawdza się na mojej skórze całkiem nieźle. Mojemu chłopakowi doradzono by organiczne szampony z wyciągami z owoców zamiast tych totalnie "chemicznych", mimo że w przypadku skłonności do łupieżu owocowe ekstrakty mogą być zabójcze dla skóry głowy. Odrobina benzoesanu zjedzona w biedronkowym hummusie raz w miesiącu pewnie od razu nas zabije albo poczyni nieodwracalne zmiany w naszym układzie nerwowym. Nie mówiąc już o jednej na rok nie-fairtrade kawie z sieciówki, w dodatku słodzonej cukrem. Jak ktokolwiek w ogóle może jeść tę białą śmierć? Cóż, widocznie ktoś może i jest to jego sprawa - mówię to ja, która próbuję ograniczać cukier i sól, bo nie służą one mojemu organizmowi, ale nie zamierzam decydować o tym za innych.
Był taki czas, w którym wydawało mi się, że mój styl życia jest najlepszy. Byłam wtedy na Raw Till 4 i prawie krzyczałam do innych "eat more fruits!", będąc przekonaną, że owoce wybawią cały świat od epidemii otyłości. Trochę się na tym przejechałam. Myślałam, że owocowe diety będą dobre dla wszystkich, a nie były idealne nawet dla mnie. Tak samo nieidealny może być każdy inny styl żywienia, czy to raw, czt wysokowęglowodanowy, czy wysokobiałkowy, fastfoodowy czy bardzo zdrowy.
Odżywiałam się przez pewien czas bardzo zdrowo, nieprzetworzenie i skończyło się na tym, że zatrułam się masłem orzechowym, tym z Rossmanna, czyli chyba nie najgorszym. Teraz już wiem, że nie chcę tak skończyć, dlatego dążę do równowagi w swoim odżywianiu. W mojej diecie jest miejsce zarówno na zdrowe warzywa i sałatki, jak i coś przetworzonego od czasu do czasu. I mogłabym czuć się lepsza od osób pijących alkohol, za którym sama nie przepadam, albo posiadających w swojej kolekcji 50 takich samych lakierów do paznokci, podczas gdy mi wystarczają dwa, ale nie widzę powodu, dla którego miałabym w tak słaby sposób podwyższać sobie samoocenę. Naprawdę nie muszę, bo lubię siebie i swoje życie.
Dlatego serdecznie namawiam: jeśli zechcecie kiedyś narzucać innym ludziom swój światopogląd, pomyślcie przez chwilę o tym, że oni też mogą mieć swój rozum, swoją historię i doświadczenia. A nawet jeśli nie, to mają też prawo do zniszczenia sobie życia i dopóki nie krzywdzą w ten sposób innych, to nie jest to nasza sprawa. I nie dotyczy to tylko jedzenia, ale tak naprawdę większości spraw, z którymi się na co dzień stykamy.
2 komentarze
Mój styl życia jest najlepszy dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPolać Marcie, dobrze prawi :)
OdpowiedzUsuńOj, ile to razy miałam chęć "zbawiania świata" i nakręcania na mój styl życia. Wyrosłam z tego.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.