Lepiej myć ręce czy nogi?
19:09W Afryce dzieci głodują, w Chinach pracownicy są niewolnikami, a my przechodzimy na weganizm. No chyba nam się w dupach poprzewracało!
źródło: http://instagram.com/vegansidekick |
Znacie to? Jeden z klasyków wypluwanych przez "mięsożernych trolli" na jakąkolwiek wzmiankę o weganizmie w jakimś bardziej publicznym miejscu niż wegańska grupa na facebooku. Trolle te nie spędzają całego życia przed ekranem, bynajmniej. Z pewnością przebywają właśnie na misji w Afryce, pomagają organizować strajki chińskim szwaczkom albo kopią studnię w Sudanie.
Czy jeśli nie mogę pomóc całemu światu, to mam nie pomagać nikomu?
źródło: http://instagram.com/vegansidekick |
Najzabawniejsze jest to, że z takimi pretensjami wyskakują najczęściej osoby, które dla świata nie robią nic - kupują chińskie ubrania i testowane na zwierzętach kosmetyki, i nawet nie przelewają 2 złotych miesięcznie na karmę dla schroniskowych podopiecznych. Ale czują się na siłach, by oceniać nasze wybory. Czy ich celem jest wykazanie, że nasze działania, choćby ograniczone i ukierunkowane tylko na jeden cel, są tak samo bez znaczenia jak ich brak działania?
Ja uważam ich argument za chybiony. Oczywiście, fakt iż ja nie jem mięsa nie uratuje wszystkich świnek i krówek od śmierci. Ale przecież nie jestem w tym sama. Jest nas naprawdę dużo i przyłącza się do nas coraz więcej ludzi. Widać to zarówno w komentarzach w internecie, jak i w dostępności wegańskich produktów w zwykłych sklepach. Poza tym, nie jedząc zwierząt i produktów odzwierzęcych ja czuję się dobrze sama ze sobą. Być może to mięsożercy czują się ze sobą źle, skoro co chwila wymyślają coraz to ciekawsze "argumenty" mające na celu obalić słuszność weganizmu (a jednocześnie potwierdzić sens ich braku działania ;)).
Ale wracając, myślę, że może to wyglądać podobnie, jak ratowanie pojedynczych zwierząt z rzeźni. Nawet jeśli uratujemy jedną, jedyną świnkę z całego transportu, to ta właśnie świnka otrzyma nowe życie. Tak samo jest ze schroniskami. Nie jesteśmy w stanie przygarnąć wszystkich zwierząt, ale dla jednego psa możemy zmienić cały świat. Banał. Ale jaki prawdziwy.
źródło: facebook |
"Ludziom byś lepiej pomogła..."
Na świecie jest mnóstwo organizacji skupiających się na pomocy ludziom, wydaje mi się też, że rzadko kiedy jakikolwiek człowiek może być w gorszej sytuacji niż zwierzęta przeznaczone na rzeź. Nikt ludzi nie przerabia na mięso, nie testuje na nich kosmetyków w okrutny sposób, nie zamyka w ogrodach zoologicznych i nie wykorzystuje w cyrkach. A nawet jeśli ktoś wpadłby na takie pomysły, z pewnością nie udałoby mu się uniknąć wysokiej kary (przynajmniej w cywilizowanym świecie) i spotkałby się on z ogromnym oburzeniem opinii publicznej. W przypadku krzywdzenia zwierząt nic takiego nie ma miejsca, a co więcej, takie traktowanie jest nawet legalne. Kogoś może to oburzać, przykro mi, ale ja traktuję zwierzę tak samo jak człowieka i w przypadku takich podstaw, jakimi jest NIEKRZYWDZENIE, nie widzę tu naprawdę żadnej różnicy. Dlatego uważam, że zwierzętom należy się od nas o wiele więcej niż to, co obecnie im zapewniamy. Ale żeby nie było ze jestem złym człowiekiem skupiającym się jedynie na zwierzętach pozaludzkich, przyznam, ze weganizm rozwinął moją empatię także w stosunku do ludzi.
źródło: http://instagram.com/vegansidekick |
Zgubny konsumpcjonizm
Wróćmy jeszcze na chwilę do tych Chin. Wydaje mi się, że weganie mimo wszystko prowadzą bardziej świadome życie i większą wagę przywiązują do swoich wyborów konsumenckich, nie tylko żywieniowych i kosmetycznych, ale także odzieżowych. Starają się przynajmniej być świadomymi konsumentami i nie są im obce produkty fair trade. Nie będę mówić za innych, ale mogę wytłumaczyć jak ta kwestia wygląda u mnie.
Już przed przejściem na wegetarianizm (2-3 lata temu) nienawidziłam zakupów ubraniowych, zwłaszcza zakupów w centrach handlowych. O wiele częściej zdarzało mi się, i nadal zdarza, kupować ubrania przez internet. Jeśli już kupowałam coś w sklepie, to wolałam przeszukać interesujące mnie produkty w internecie, aby do tych zakupów się przygotować. Wędrowanie wokół wieszaków z ubraniami to dla mnie męczarnia i marnowanie czasu. Przy okazji starałam się uniknąć zakupów z przypadku, pod wpływem impulsu, bo wiedziałam już z doświadczenia, że takie ubrania od razu lądowały na dnie mojej szafy, a później na allegro. W tamtym czasie też zainteresowały mnie zasady slow fashion i minimalizmu - posiadanie jak najmniejszej ilości przedmiotów do tej pory mnie kusi, ale chyba jeszcze nie jestem w stanie się na to zdecydować.
Kiedy dowiedziałam się o testach na zwierzętach, tym ile złego wielkie korporacje wyrządzają zwierzętom, a niekiedy także nam samym, znienawidziłam konsumpcjonizm jeszcze bardziej. Zaczęłam się brzydzić tym, jak koncerny starają się manipulować zwykłym człowiekiem i wciskać mu produkty, których nie potrzebuje on wcale do szczęścia. Śmiałam się z reklam szamponów i odżywek, które obiecywały skleić nasze rozdwojone końcówki. O ile wcześniej wiązałam moją przyszłość z reklamą i PR-em, teraz całkowicie zmieniły się moje wartości i priorytety. Nie wyobrażałam sobie przygotowywać reklamy kosmetyków testowanych na zwierzętach, i jeszcze przekonywać nieświadome kobiety, że są tego warte. Nie, nie są. Żadna osoba nie jest warta cierpienia tylu niewinnych istot w imię czego? Nowej szminki czy kremu, który sprawi, że mimo niezdrowego stylu życia i fatalnego odżywania będziemy wyglądać pięknie i młodo? Było mi też wstyd za to, że jeszcze kilka lat wcześniej marzyłam o torebce od Chanel czy nawet Wanga. Teraz wiem, że nawet jeśli mogłabym sobie na nie pozwolić finansowo, to nie byłoby na to stać mojego sumienia (tak, tak, zasłaniam się weganizmem, bo mnie nie stać ;)).
Apogeum mojego anty-konsumpcjonizmu nastąpiło w ciągu ostatniego roku, kiedy zdecydowałam się przejść na weganizm. Mój wygląd zewnętrzny przestał mnie interesować chyba aż za bardzo. Całą zimę przechodziłam w dużych, rozciągniętych swetrach i dopiero na wiosnę zorientowałam się, że nie mam się w co ubrać. Ale nauczyłam się jednego - sto razy bardziej wolę kupić sobie jakąś jedną porządną rzecz (najlepiej made in Europe) niż tysiąc tanich, chińskich szmatek. Sytuacja w chińskich fabrykach nie spędza mi szczególnie snu z powiek, nie uważam też, że jest to sprawa zero-jedynkowa, którą jest w stanie załatwić bojkot konsumencki, jednak staram się jak najmniej przyczyniać do tamtejszego łamania praw pracowniczych. Wydaje mi się, że ja, weganka, mimo noszenia butów i torebek z "pseudoskóry" (swoją drogą, mam ich naprawdę bardzo mało, a moje jedyne buty ze sztucznej skóry to obecnie jesienno-zimowe bikery), ale kupując mniej ubrań i dodatków, i tak w o wiele mniejszym stopniu przyczyniam się do wyzysku chińskich pracowników, niż statystyczna nieweganką. Więc nie, weganizm nie musi oznaczać ignorowania praw ludzi i zanieczyszczania środowiska, walka o prawa zwierząt nie przekłada się od razu na brak szacunku dla człowieka. W końcu ludzie także są zwierzętami.
źródło: tumblr |
5 komentarze
Bardzo mądry tekst :) Chyba jeszcze trochę nie dorosłam do kompletnego minimalizmu, ale lubię kupować różne "nieprzydatne" gadżety, które są produktami firm w 100% vege, więc chyba nie tak źle?... ;)
OdpowiedzUsuńAle na pewno obca jest mi chęć posiadania zbytku i luksusów.
I wątpię, żebyś kiedykolwiek usłyszała zarzut, że są "ważniejsze sprawy" od osoby, która faktycznie pomaga jakimś organizacjom walczącym z głodem w Afryce ;)
Dziękuję :)
UsuńA jakie vege firmy masz na myśli, bo mnie to zaciekawiło? :>
Świetny wpis, od wielu lat jestem wegetarianką i jeśli uratuję choć jedno zwierzę to już mój sukces przeogromny !!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje teksty:*
Świetny tekst!
OdpowiedzUsuńBardzo mądry wpis. :)
OdpowiedzUsuńUwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.