Kocieuszy | wegański styl życia: Przejdź na weganizm, mówili. Zaoszczędzisz, mówili.

Przejdź na weganizm, mówili. Zaoszczędzisz, mówili.

18:52

Od razu na początku zaznaczę, że nie uważam weganizmu za drogi styl życia. Wręcz przeciwnie, według mnie jest to najtańsza dieta świata (pisałam już o tym TUTAJ). Często i wegańskie ubrania kosztują mniej niż te zawierające w składzie coś odzwierzęcego, choć przyznam, że trochę smutno mi się robi, kiedy widzę w sklepie sweterek akryl-poliamid droższy od tego z wełną. Ale do rzeczy, o co chodzi i dlaczego nie mogę zacząć oszczędzać?


Jeszcze rok temu, kiedy przygotowywałam się do przejścia na weganizm, wydawało mi się, że nie będę miała czego jeść na mieście. Musiałam zrezygnować ze swoich dotychczas ulubionych miejsc i ewentualnie ograniczać się tam jedynie do kawy z mlekiem sojowym. Myślałam, że jedyne, na co będę mogła sobie pozwolić, to burgery z Krowej (nie żebym narzekała, bo naprawdę je uwielbiam i nadal Krowa jest najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem w Warszawie, ale przecież nawet z tak pysznymi burgerami nie można przesadzać, niestety). I co się okazało, kiedy w końcu na ten weganizm przeszłam? Że figa z makiem, bo w Warszawie zaczęło się otwierać coraz więcej wegańskich i vegan-friendly knajpek. Co więcej, nawet zwykłe restauracje zaczęły wprowadzać do swojego menu pozycje wegańskie. I wiecie co ja na to? Cofam swoje postanowienie z początku wakacji, że będę jeść na mieście tylko w wege-miejscach. Dam szansę też tym nastawionym na wszystkożerców. Tym bardziej, że często w restauracji z "tradycyjną" kuchnią można zjeść takie wegańskie pyszności, których nie ma w miejscach typowo wegańskich. W zeszłym tygodniu w Warsaw Potato zjadłam pysznego pieczonego ziemniaka z wegańskim farszem.  Opcja wegańska była dopisana na początku tablicy z menu, specjalnie dla nas wegan, więc korzystajmy! :D Ciągle jeszcze nie udało mi się wybrać na wegańską zapiekankę do Paręosób. A lada moment w Warszawie otworzy się Vegan Pizza i wtedy to już na pewno zbankrutuję. Rzucę studia i pójdę do pierwszej lepszej pracy, żeby ciągle jeść pizzę z wegańskim serem ;)


Kilka miesięcy temu, jak tylko założyłam tego bloga, napisałam post pod tytułem "Przebijmy weganizm do mainstreamu". Nadal jest nieopublikowany, zapisany gdzieś w Evernote. Przekonywałam w nim, że musimy jak najbardziej upowszechnić weganizm w Polsce i nie bać się takich konsekwencji jak "moda na weganizm", która może generować nie-true wegan w skórzanych butach czy używających kosmetyków testowanych na zwierzętach. Moim zdaniem trend weganizmu może przynieść więcej pożytku niż szkód, zwierząt przecież nie interesuje, czy nie jemy ich z powodów etycznych, zdrowotnych czy jeszcze jakichś innych. A popyt na mięso spada. Dlatego, chociaż ja staram się wprowadzać weganizm na wszystkich płaszczyznach mojego życia, to nie będę krytykować osób, które skupiają się jedynie na diecie. Sama znalazłabym kilka kwestii, w których mogłabym sobie coś zarzucić. Karmię moje koty mięsną karmą (tzn. moi rodzice je karmią, bo koty mieszkają z nimi), noszę soczewki, czasami wezmę nawet jakąś tabletkę od bólu głowy, kiedy ból jest naprawdę silny. Mam też wełniane swetry sprzed weganizmu (z second handu - traktuje to trochę inaczej niż kupowanie nowych niewegańskich ubrań), których nie wyrzucę, bo szanuję zwierzęta, które przez to ucierpiały. Nie możemy też mieć pewności, że ludzie zaczynający swoją przygodę z weganizmem od wegańskiej diety, skończą tylko na tym. Być może zaczną bardziej zgłębiać ten temat, zainteresują się prawami zwierząt i następnym razem nie kupią już torebki z krowy czy cielęcia. Ja sama zaczynałam od bojkotu korporacji testujących na zwierzętach. O weganizmie wtedy nawet nie chciałam słyszeć, ale w miarę pogłębiania swojej wiedzy i otwierania umysłu na niewygodne fakty, nie widziałam innego sposobu na życie w zgodzie z własnymi przekonaniami, niż weganizm.


Mamy już pierwszy polski wegański ser. Doczekaliśmy się też surowych batonów, którymi pięknie będzie można promować Polskę w vegan swapach. Wegańskie firmy coraz bardziej rozszerzają swój asortyment. Już nawet w pierwszym lepszym sklepie na moim rodzinnym zadupiu można kupić pasztety sojowe. Albo zjeść pizzę z wegańskim serem. Teraz może być już tylko lepiej. Roślinne opcje potrzebne są wszędzie. I dla nas, i dla tych osób, które chciałyby przejść na weganizm, ale boją się wykluczenia społecznego. Sojowe mleko w automatach z kawą? Roślinne potrawy w uniwersyteckich bufetach? Wierzę, że to tylko kwestia czasu! :)

You Might Also Like

11 komentarze

  1. Ja czuję się rozpieszczana przez ilość wegańskich miejsc i opcji w Warszawie. Kiedy się tu przeprowadziłam, to właśnie na knajpach najbardziej bankrutowałam ;) Muszę wpaść do Warsaw Potato, bo mam po drodze. Ze studenckich miejsc- w BUWie jest tania jadłodajnia "Rewers", w której jest dużo opcji wegańskich, tylko pytać trzeba. Używają nawet wegańskiego "nabiału" :) Ja tam jeszcze nie byłam, ale mam zamiar wpaść jak tylko będę bardziej przy kasie.
    Moda może bardzo dużo, bo u mnie od tego się właśnie zaczęło- od podążenia za modą. Potem przyszło zainteresowanie kwestiami etycznymi, czytanie, zdobywanie wiedzy... Gdy już dowiedziałam się wystarczająco dużo również o produkcji nabiału i jaj nie mogłam nie zostać weganką ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem weganką od roku, ale wegetarianką od ponad 8 lat i mam podobne spostrzeżenia jak ty, ostatnio właśnie gadałam o tym z moim chłopakiem i nie możemy wyjść z podziwu jak przez ostatni rok wszystko szybko się zmienia, coraz więcej produktów które możemy spokojnie kupować chociażby ostatnio te genialne sałatki z biedronki. Mieszkamy we Wrocławiu i też jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych knajpek :) Jeśli chodzi o wersje wegańskie w zwykłych restauracjach, to ja miałabym obawy mimo wszystko, czy oby na pewno patelnia po smażeniu mięsa była dokładnie umyta, czy makaron jest wegański itp

    OdpowiedzUsuń
  3. a mam jeszcze prośbę, jadę z chłopakiem w poniedziałek do Warszawy, polecisz nam jakieś fajne miejsce gdzie możemy w miarę tanio zjeść wegański obiad i ewent. jakieś śniadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie Krowarzywa! :D Od 12 do 16 zł za solidnego burgera. Może Mysa albo Kubek i Ołówek - serwują codziennie inne lunche, chyba za 20 zł. W Mysie są też wegańskie naleśniki <3 Laflaf ma świetne falafele. Wszystkie te knajpki znajdują się w centrum, w bardzo dogodnych lokalizacjach. No i mają udostępnione menu wraz z cenami na swoich fejsbukach :)

      Usuń
    2. dzięki :D na pewno któreś z tych miejsc odwiedzimy :D

      Usuń
  4. Z punktu widzenia wszystkożercy (tak takie gady tez zaglądają na Twojego bloga-mam nadzieję że można) powinno się na początku nam uświadamiać,ze odpowiednia dawka mięsa w zbilansowanej diecie to coś koło 250gram na tydzień - co oznacza dwa góra trzy mięsne obiady. Tylko(!) i to mięsa jakościowo dobrego co generuje koszty i to dość duże. Nie wspominając o szkodliwości i cenach nabialu(4zlote za mały serek do smarowania, do tego jakies mięsne przetwory niewiadomego pochodzenia,zalewanie organizmu moze i tanim mlekiem,ale obok mleka nieleżącym) a co za tym idzie masę suplementów i leków bo trzeba jakos niedobory uzupełnić skoro warzywa to kawałek pomidorka do kanapki i łyżka sałatki do obiadu. Standardowe jedzenie jest drogie. Całkiem roślinne nawet z bajerami-wychodzi tyle ile standardowe pewnie ciut mniej. Moje- z dobrej jakości odzwierzecymi produktami- tyle samo ale wiem,ze nie jem śmieci -a jesli już to bardzo rzadko i całkowicie świadomie.

    Ale czemu tu pisze? Bo dzieki ludziom wege mam dostęp do świetnych produktów - bo rośnie rynek zbytu. Bo dzięki Wam przekonuje się do roślinnej kuchni, dzieki Wam sie inspiruje i sprawienie by podstawą mojej kuchni stały się warzywa - było naprawdę smaczne. Fakt póki co nie podzielam Waszej ideologii,ale nie tykam komercyjnych mies od pewnego czasu i zauważam różnice w zdrowiu. Podobnie z mlekiem. Odkrywam genialne kosmetyki. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz :) Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy przejdą na weganizm czy wegetarianizm (przynajmniej na razie, bo kto wie co będzie za jakieś 50 czy 100 lat) i cieszy mnie nawet takie zwykłe ograniczenie mięsa wśród ludzi. To już jest coś, bo zmniejszenie popytu na mięso w skali globalnej mogłoby doprowadzić do poprawienia warunków zwierząt hodowlanych, być może nawet do odejścia od chowu przemysłowego. Cieszę się, że zarówno wszystkożercy, jak i roślinożercy mogą czerpać od siebie nawzajem :) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. oby więcej takich mięsożerców ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. O co chodzi z soczewkami? :o Pod jakim względem są niewegańskie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie istnieją kosmetyki nie testowane na zwierzętach. Każda substancja dopuszczona do użytku musi być przetestowana na zwierzętach, więc nawet jeśli producent chwali się, że coś nie było testowane, to fakt, może ten konkretny skład nie był testowany, ale zapewniam, że każdy z osobna był.
    Ale z bardziej pozytywnych rzeczy - zwierzęta laboratoryjne w Polsce mają zapewnione lepsze warunki i mniej stresogenne niż żyjące dziko szczury czy myszy.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.